Wyobraź sobie za surowymi górami, za gęstymi lasami mały kraj, niedostępny dla świata zewnętrznego. Wszechogarniający spokój, najszczęśliwszy ludzie na świecie, piękna architektura, natura i Ty… próbująca odkryć choć skrawek tego szczęścia. Miejsce, gdzie ludzie nie żyją przeszłością, planami na przyszłość, oczekiwaniami. Ludzie o innych charakterach, przekonaniach i marzeniach. Pokazują swoją postawą jak odnaleźć szczęście. Stop! Zatrzymaj się! Odetchnij!
Gdzie to jest?
Wyobraź sobie malutkie państwo, ukryte przed komercją w wysokich górach, gdzie 20-cia szczytów przekracza 7000 m n.p.m. Malownicze, odludne, nazywane „krajem grzmiącego smoka”. Umiejscowione we wschodniej części Himalajów, pomiędzy Tybetem w Chinach na północy, a Indiami na południu, wschodzie i zachodzie.
Bardzo tradycyjne państwo, gdzie zgodnie z konstytucją, co najmniej 60% powierzchni kraju muszą pokrywać lasy. Rząd nie wydaje pozwoleń na budowę fabryk i kopalń, gdyż przyczyniają się do dewastacji środowiska. Czułam się tam, jak główna bohaterka książki „Atlas zbuntowany” Ayn Rand. Polecam bardzo!
Lądowanie to wyzwanie
Przelot przez Himalaje i lądowanie w Bhutanie to nieprawdopodobne przeżycie, które pamięta się do końca życia. Pierwszy samolot wylądował w Bhutanie dopiero w 1983 roku. Jedyne w tym kraju lotnisko w Paro, uważane jest za najniebezpieczniejsze lotnisko na świecie i słusznie. Lotnisko leży na wysokości 2235 m n.p.m. w dolinie Himalajów otoczonej przez szczyty o wysokości nawet 5500 m.
Żaden z obywateli Bhutanu nie wsiądzie na pokład samolotu, zanim miejscowy astrolog nie przepędzi złych duchów. Zapotrzebowanie na astrologów jest tak ogromne, że w stolicy Thimphu powstał Instytut Astrologii, a nauka w nim trwa od 7 do 12 lat. Astrolodzy zarządzają też bhutańskim tradycyjnym kalendarzem. Potrafią wprowadzić np. dwa grudnie, jeżeli w danym roku uznają je za wyjątkowo szczęśliwe, a pominięcie jakiegoś miesiąca, jak zapowiada klęskę. Do wieku mieszkańców dolicza się czas spędzony w łonie matki i bazuje na roku kalendarzowym, co powoduje, że wiek danej osoby może różnić się od naszego nawet o dwa lata.
Religia zaczyna się od fallusa
Bhutańczycy to bardzo religijny naród. Posiada ponad 2 tyś. klasztorów, większość wzniesionych w niedostępnych partiach gór. Drukpa Kagyu to oficjalna religia Bhutanu. Częściej spotyka się tu mnichów niż świeckich ludzi. Wszędzie otaczają Cię kolorowe flagi z wypisanymi modlitwami, modlitewne młynki różnej wielkości oraz wszechobecne, malowane fallusy.
Zapoczątkował je w XV wieku lama Drukpa Kunley, nazywany „szalonym świętym”. Członek we wzwodzie odgania złych ludzi, duchy i plotki. Jest symbolem płodności, zwycięstwa nad słabościami własnego EGO, chorobami, niepowodzeniami i klęskami. Malowidła chronią przed pokusą i złem. Z tego też powodu, fallusy malowane są na budynkach domów i firm do dnia dzisiejszego.
Podczas wspinaczki na wzgórze zwane Buddha Point budowla, do której zmierzałam, stawała się coraz większa. Na szczycie, w blasku słońca, wyłania się ogromna postać wykonana z brązu i złota. Oczom ukazuje się imponująca statua najwyższego siedzącego buddy na świecie Shakyamuni, która ma 54 metry wysokości. W buddzie umieszczonych jest 125 tyś. mniejszych posągów buddy. Robi to ogromne wrażanie, jak wszystkie wnętrza zwiedzanych budynków rządowych, pałaców czy klasztorów. Niestety jest kategoryczny zakaz robienia zdjęć w ich wnętrzach, co powoduje, że można wywieźć z tego kraju wiele cennych darów, jak ten, tylko w swoim sercu.
Zaskakująca dla nas codzienność
Król wprowadził limity liczby turystów do 20 tyś. rocznie, aby chronić przyrodę, społeczność przed szokiem kulturowym, a kraj przed zadeptaniem. W miejscach publicznych, aby załatwić sprawę urzędową, dostać państwową posadę, wejść do świątyni, należy zgodnie z prawem z 1988 roku „Etykieta i maniery” być ubranym w narodowy bhutański strój – męski „gho” i żeńska „kira”.
Pierwszy samochód pojawił się w tym kraju dopiero w 1963 roku. Mieszkańcy przynosili mu siano, żeby go nakarmić. To jedyny kraj na świecie, w którym w stolicy nie ma sygnalizacji świetlnej. Ruchem steruje policjant w wybudowanej zgodnie z architekturą lokalną budce. W 1995 roku zainstalowano sygnalizację świetlną, ale bardzo szybko uznano ją za bezosobową i brzydką, usuwając po kilku dniach.
Telewizja i internet dotarły dopiero w 1999 roku. To był tydzień bez dostępu do netu, a zasięg nie pokazywał żadnej kreski. Celebrowałam te chwile bez potrzeby kontaktu ze znanym mi światem.
Palenie papierosów do dzisiaj jest zakazane. Za częstowanie tubylców grozi grzywna. Alkohol jest bardzo trudno dostępny. Zgodnie z religią i kulturą, nie wolno korzystać z używek, ani też zabijać zwierząt. Za zabicie zwierzęcia zagrożonego wyginięciem grozi kara dożywocia. Mięso w 90% importuje się z Indii i jest bardzo drogie.
Kobiety od wieków mają w tym kraju silną pozycję, zarządzają majątkami. Małżeństwa są aranżowane i zawierane z rozsądku. Często spotykane jest wielożeństwo np. kobieta ma dwóch mężów, często są to bracia lub jak poprzedni król, mężczyzna może poślubić np. cztery siostry.
Architektura to magia dla oczu
Fascynująca i niespotykana nigdzie na świecie architektura zapiera dech w piersiach każdemu turyście. Słowo „wow” to za mało. W stolicy Thimphu znajduje się siedziba rządu Dzong Tashichho, najbardziej imponujący, wielopiętrowy budynek, w całości wykonany w tradycyjny sposób, bez użycia gwoździ.
Każdy stawiany w Bhutanie budynek, powstaje zgodnie z ustanowioną, unikalną architekturą. Budowa zaczyna się od okien. Okna są zawsze malowane, rzeźbione i złocone. Dopiero po wstawieniu gotowych już okien rozpoczyna się proces budowania ścian budynków.
Punakha nad rzeką Sankosz jest zimową rezydencją królewską. Dzongkhag – klasztor i twierdza – mieści posąg Buddy z 1326 roku. To właśnie tutaj koronowani są wszyscy królowie Bhutanu. W „Pałacu Wielkiego Szczęścia” znajduje się drzewo Bodhi, figowiec pagodowy, pod którym Budda Slakjamuni osiągnął oświecenie. Obecnie drzewo pełni bardzo ważną rolę dla wszystkich buddyjskich tradycji. Jest przypomnieniem i inspiracją, symbolem pokoju, oświecenia i potencjalnych możliwości, leżącym w każdym z nas.
Miejsce, które skradło moje serce
W górach, niedaleko Paro znajduje się jeden z najważniejszych symboli Bhutanu, klasztor Taktsang. Tiger’s Nest – Tygrysie gniazdo – to najsłynniejszy i najcenniejszy klasztor w Bhutanie. Położona na skalnym klifie budowla na wysokości 3070 m n.p.m., zaczęła powstawać w momencie, kiedy mistrz tantryczny Guru Padmasambhava wylądował tam na tygrysicy. Początkowo, czyli w XVII wieku, była tam tylko jaskinia, w której Guru Riponcze medytował nieustannie przez 3 lata. Do 1692 roku, powstawały budynki w ich obecnym kształcie. Dziś jest to kompleks siedmiu świątyń, wyglądających jakby „przywarły do skały jak gekon”.
Wędrówka na szczyt to ogromne wyzwanie. Trzynaście kilometrów do pokonania pod górę, gdzie przewyższenia występują na poziomie 500 m. Trasa składa się z trzech różnych klimatycznie i widokowo tras.
Ciemny las i strome podejścia
Z parkingu około 1 godziny wspinałam się do młynków modlitewnych po dość stromej, leśnej trasie, gdzie przy padającym deszczu jest bardzo ślisko. Dodatkowo, wędrując trzeba uważać na konie wwożące turystów.
Piękne widoki przez słoneczne dróżki
Od młynków modlitewnych robi się bardziej płasko i zamiast patrzeć pod nogi, można podziwiać rozciągające się, zapierające dech w piersiach widoki. Trasa do punktu widokowego, gdzie z oddali na wysokości Twoich oczu już widać Tygrysie Gniazdo, jest spokojniejsza. Można ogrzać się w promieniach słońca, a temperatura dochodzi do kilkunastu stopni. Trasa zajmuje około 90 minut. Od głównego szlaku odchodzą mniejsze dróżki, prowadzące do urokliwych świątyń.
Schody, które się nie kończą
Trzecia część wyprawy jest najtrudniejsza. Od punktu widokowego do celu zaczynają się strome schody. Do pokonania jest 1400 stopni w około 40 minut. Droga schodzi mocno w dół, aby znowu wspinać się schodami do góry, aż pod sam kompleks klasztorów. Ta część drogi znajduje się w cieniu, jest chłodno. Wyprawa na Tiger’s Nest to ciągłe ubieranie się i rozbieranie. Warto być ubranym na cebulkę, mieć bardzo wygodne buty i zapas wody.
Klasztory mają kamienne podłogi, zwiedza się je zawsze boso. Największym wyzwaniem jest pokonanie ciekawości zobaczenia każdego zakątka tego miejsca z marznącymi z każdą minutą coraz bardziej stopami.
Co z tym szczęściem?
Bhutan to jedyny kraj na świecie, który obok PKB wprowadził wskaźnik GNH – wskaźnik szczęścia krajowego brutto. Doktryna szczęścia narodowego wpisana jest do Konstytucji przyjętej w 2008 roku. Polega na sprawiedliwych rządach, ochronie kultury, środowiska naturalnego i stopniowym podnoszeniu poziomu życia mieszkańców, aby nie rozbudzać wśród ludu potrzeb. Za kraj odpowiada król Jigme Khesara Namgyela.
„Zadowolenie z życia nie zależy wyłącznie od postępu materialnego i wzrostu zamożności. Przyjęcie takiej postawy prowadzi do zniszczenia wielu bezcennych wartości: tradycji, kultury, środowiska naturalnego i dziedzictwa przodków”.
Lecąc do Bhutanu sądziłam, że wszyscy tam chodzą uśmiechnięci i witają się życzliwie z obcymi. Nic bardziej mylnego. Bhutańczycy są raczej nieśmiali i schodzą z drogi cudzoziemcom. Wiodą skromne życie. Ich szczęście jest ciche i nie ma nic wspólnego ze znaną nam postawą „Spójrzcie na mnie, jaki jestem zajebiście szczęśliwy”.
Bhutan nauczył mnie, że szczęście, to nie jest amerykańskie „keep smiling”. To spokój, szacunek i pokora. Mieszkańcy są zadowoleni ze swojej codzienności i tego co posiadają, a posiadają naprawdę niewiele. Zadowalają się niezwykle prostym, wręcz minimalistycznym stylem życia. Nie znają pojęcia „martwienie się”, gdyż mogą zawsze liczyć na pomoc króla, rodziny i przyjaciół.
Mieszkańcy nie dali się jako społeczność włączyć do gry w porównywanie lub ocenianie. Nie wpadli w pułapkę gry o pieniądze i nie ulegają ciągłej presji walki o materie. Mamy zaprogramowane pokoleniowo przekonania, że musimy zdobyć wszystkiego jak najwięcej, aby osiągnąć spełnienie w życiu. Bhutańczyk powie „Mam wspaniałą rodzinę, pracę i dom. Czegóż jeszcze mógłbym potrzebować do szczęścia?” Uderzające jest to, że mamy i chcemy posiadać coraz więcej, lecz wcale nie jesteśmy szczęśliwi.
A teraz zamknij oczy i wyobraź sobie smoka. To kolorowe, przeogromne zwierzę zagrzmiało przed dziesięcioma wiekami nie po to, by straszyć i grozić, lecz by głosić naukę Buddy, która jest też główną doktryną szczęścia narodowego Bhutanu „im mniej w Tobie rządz i pragnień, tym mniej cierpisz, więc jesteś szczęśliwszy”.
Uważasz, że to zbyt dalekie i niedostępne miejsce?
Marzenia zawsze wydają się poza zasięgiem, do czasu ich realizacji. Odważ się i zdecyduj, które oblicze Bhutanu pasuje do Ciebie najbardziej.
Najlepiej do Bhutanu polecieć w grudniu. Powietrze jest najczystsze, a widok na Himalaje najlepszy. Należy pamiętać jednak, że jest to zima. Być może i Ty wkrótce z przekonaniem powiesz: „Jestem szczęśliwa!”
Tymczasem, jak mówi Janusz Gałka, przyjaciel i organizator tej wyprawy „W podróż Przyjaciele! Na poszukiwanie szczęścia tam daleko i tuż obok nas…”